Kolejny piwny rok za nami. Wypadałoby jakoś to wszystko podsumować, chociaż w moim przypadku zanurzenie się w piwa rzemieślnicze nastąpiło od października. Wcześniej piłem nie więcej niż dziesięć piw w miesiącu, a od jesieni zdarzało się osiągnąć taką ilość na tydzień.
Będzie to MOJE podsumowanie. Pochwała dla browarów, które zrobiły bardzo dobrą robotę. Raczej nikogo nie będę zbyt mocno ganił, gdyż większych rozczarowań w tym roku nie było.
Na wstępie muszę bardzo mocno pochwalić Browar Łańcut, który zrobił w tym roku kawał dobrej roboty. Jeśli chciałem wypić "pewniaka", to brałem piwo z Łańcuta. Chociaż do tej pory spróbowałem tylko trzy piwa z tej stajni, to zawsze były porządne. Szczególnie do gustu przypadł mi "Parobek dworski". Jego belgijski charakter, z aromatem nowofalowych chmieli spowodował, że sięgnąłem po to piwo kilkukrotnie.
Następnym browarem który zapracował na moje uznanie jest Pinta. Szczególnie za "I'm so horny!". Nie powinna dziwić obecność Pinty w tym zestawieniu. Niezmiennie od kilku lat mojej przygody z piwem jest źródłem piw ciekawych, poprawnych, nie przesadzonych i zostających w pamięci. Niestety nie zawsze zostaje pozytywnie. Rozczarowaniem było w tym roku "Rai z rajs", które według mnie miało zbyt nachalną i agresywną goryczkę, która zniwelowała pijalność, tak ważną w przypadku imperialnego IPA. Poza tym byłem nieco niepocieszony przez "Table brett", które mi smakowało, lecz miało zbyt słaby charakter drożdży brettanomyces.
Sporo dobrego można powiedzieć o Brokreacji. Każde ich piwo było dla mnie interesującą wycieczką w piwny świat. Zaczynając od "Nafciarza dukielskiego" z jego wspaniałą dymnością, przez "Fighter'a", który był jednym z najlepszych podwójnych IPA w tym sezonie. "Bloggera" z całą ferią smaków i aromatów, i kończąć na "Fuck the boundaries", które dosłownie zgwałciło moje zmysły i zostawiło wyraźny odcisk.
Jak zwykle Doctor Brew pokazał klasę. Wszyscy zachwalają "27,5 Barley wine", lecz ja niestety nie mogłem go spróbować, natomiast "Triple IPA" powaliło mnie tropikalnym charakterem i niesamowitą gładkością.
Duży plus dla Radugi za "Potiomkina", który pokazał mi jak dobry może być RIS. Do rzeczonego piwa miałem dwa podejścia i oba przedstawiły browar w najlepszym świetle.
Na wyróżnienie zasługują też Szałpiw za "Fest buba" - świetną interpretacje belgijskiej tradycji, Faktoria za "Deadwood" - piwo tak czekoladowe, że polecam każdemu kto nie wie jak ma pachnieć i smakować czekolada w piwie. Artezan za "Regulator" i "Białe IPA" - bardzo solidne piwa, które są po ludzku dobre. Niestety nie udało mi się dorwać tak wychwalanego "Heroda". Browar Brodacz za "Duży volt" - piwo, które stało się dla mnie inspiracją do uwarzenie polskiego, imperialnego IPA w mojej domowej warzelni. No i browar Fortuna za genialnego "Komesa portera", który póki co pozostaje moim najlepszym porterem bałtyckim.
Niestety są piwa, które rozczarowały mnie mocno, i tutaj też będzie mowa o porterach. Na pierwszy ogień "Grand imperial porter", który poprawił etykietę, lecz pogorszył zawartość - wyczuwalny diacetyl i za mało ciała. Rozczarowaniem był też porter okocimski, który pod koniec nie najlepszej degustacji zaczął tak dawać mokrą szmatą, że nie dopiłbym go, ale na potrzeby niewielkiego testu musiałem się zmusić...
Ogólnie uważam rok 2016 za udany jeśli chodzi o piwo. Zdarzyły się perełki, które wyrywały z butów oraz dziesiątki piw bardzo solidnych. Rozczarowań nie było zbyt wiele, a na pocieszenie dla browarów Amber i Okocim powiem, że może ich wpadka była dziełem kiepskiej warki i w żaden sposób nie wolno się na nich wyżywać. Liczę, że w 2017 roku uda mi się spróbować piw najgłośniejszych i oczywiście opisać je na blogu. Chciałbym też życzyć nielicznym, którzy ten post będą czytać wszystkiego dobrego w nowym roku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz