czwartek, 2 marca 2017

Warka #3: Licho - Single Hop Citra American Pale Ale i co ma bigos do piwa.

Ucieszony powodzeniem pierwszego piwa postanowiłem wykorzystać luźną sobotę na warzenie. Udałem się do sklepu, bo Leszy pochłonął wszystkie chmiele jakie miałem. Mieli tylko citrę, hallertauer'a i lubelski, więc wybór był prosty. Do citry dokupiłem jeszcze trochę lubelskiego, tak na wszelki wypadek. Założenie tej warki było jedno: Chciałem mieć więcej piwa niż ostatnio. Pożyczyłem fermentor od kuzyna z myślą o porterze bałtyckim, więc mogłem sobie pozwolić na większą warkę. Z układaniem receptury nie było problemu. Po prostu wziąłem wszystko co mam i złożyłem z tego następujący przepis:

Parametry:
15l, 12,5 - 14 ° BLG, około 40 IBU

Zasyp:
Pale ale 2,3 kg
Monachijski II 0,6 kg
Pszeniczny 0,6 kg

Chmiel:
Citra

Drożdże:
US-05

Zacieranie:
Wsypanie słodów do wody o 58°C
Temperatura spada do ok 55-56°C
Podgrzewanie do 67°C //Finalnie zacier podgrzał się nieco bardziej i raczej było bliżej 68-69 °C
Przerwa 60'
Podgrzewanie do 72°C
Przerwa 15'
Wygrzew w 77°C przez 5'.

Filtracja do 3 ° BLG i gotowanie, 12l Poszło do chmielenia, a około 7l cieńszej brzeczki gotowano tylko celem sterylizacji i odparowania prekursorów DMS.

Gotowanie:
I tu pojawia się problem, gdyż kompletnie nie pamiętam jakie ilości wsypałem na jaki czas. Było cztery dawki: 60', 30', 5' i na zimno na 7 dni. W sumie wsypałem całe 100g.

Fermentacja w około 17-18 °C. 8 dni burzliwej i 7 cichej. Drożdże zadane z gęstwy po Leszym. Niby nie powinno się wykorzystywać gęstwy z tak mocnych piw, ale ja zaryzykowałem.
Piwo poszło do butelek z 80g cukru.

Refermentacja w około 14 °C przez tydzień, bo w pokoju było za zimno. Potem przeniosłem do około 18-19 °C

Powiem jeszcze dlaczego piwo zasłużyło sobie na tą nazwę. Otóż nie dogadałem się wcześniej o udostępnienie kuchni i musiałem przeżyć razem z rodziną gotującą obiad i bigos na kolędowanie. Była to droga przez mękę. Zaczynam myśleć nad zakupem taboretu gazowego, aby zapewnić sobie więcej prywatności. Pierwszą feralną rzeczą było stłuczenie pożyczonej menzurki od areometru. Co gorsza stało się to nad przefiltrowaną brzeczką. No ale nic. Szkoda mi było pracy, więc wyciągnąłem tyle szkła ile się dało (zbyt wiele tego nie było, odpadł tylko kawałek dna) i zrezygnowałem ze zbierania gęstwy z tego piwa.
Zaraz przed końcem gotowania, gdy nie miałem zbyt wiele do roboty zainteresowałem się owym bigosem, który "pyrkał" sobie obok obu garczków z brzeczką. Chciałem go zamieszać, gdyż przy tej potrawie ważne jest częste mieszanie. Tak więc solidne skrobnięcie dna, i próba wygarnięcia spodniej warstwy na wierzch. A potem już tylko latające kawałki kapusty i kiełbasu, z czego znakomita większość wylądowała w obu pojemnikach z brzeczką.
Oczywiście załamka, bluzgi, rozpaczliwe próby ratowania. Całe szczęście wylano mi kubeł zimnej wody na głowę. Powyciągałem tyle bigosu ile się dało i schłodziłem brzeczkę. Następnie przy napowietrzaniu przelałem przez sitko i wyjąłem jeszcze trochę kiełbasy :).
Obawiałem się mocno o pianę, bo na brzeczce były oka, ale piwo nie było w żaden sposób zepsute, może pomijając drobinek kapusty w kilku ostatnich butelkach a piana solidna i długa.
W ciągu kilku dni pojawi się degustacja.
Wnioski na przyszłość: Nie robić przy warzeniu nic, czego się nie musi, bardziej uważać i w razie jakichkolwiek przygód nie załamywać się!

Keep calm and add more hops.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz